wtorek, 10 listopada 2015

wtorek, 3 listopada 2015

Does Everyone Have Buttons To Push?


Zacznijmy rozbieranie zdania od słówek. Patrząc na pojedyncze słówka są one dosyć łatwe: why - dlaczego, people - ludzie, push - pchać, my - mój, buttons - guziki. Co wychodzi: dlaczego ludzi pchają moje guziki? Hmm... ciekawe i zarazem bez sensu.

Zdanie na razie wydaje się nie mieć sensu, ponieważ patrzymy na każdy z wyrazów z osobna i tłumaczymy je dosłownie. Natomiast, kawałek: to push one's buttons jest idiomem czyli wyrażeniem językowym, którego znaczenie jest swoiste i właściwe tylko danego językowi (mądra definicja nie jest moja, ale ściagnięta z Wiki). To co jest dla nas ważne to to, że idiomy nie mogą być dosłownie (słowo po słowie) przetłumaczone na inny język .

Każdy język ma idiomy, tyle że ich zwykle nie zauważamy, ponieważ są dla nas naturalne, swojskie że się tak wyrażę. Moim ulubionym polski idiomem jest: i po ptokach. Angielskim: better safe than sorry czyli polskie: lepiej dmuchać na zimne.

Hola, hola, wróćmy do naszego idiomu i jego definicji.

to push / press someone's buttons  -  wywołać silną emocjonalą reakcję

Na przykład:
My mother-in-law really knew how to push my buttons.
He was an extremely good speaker and knew just how to push an audience's buttons to keep them interested.
People in your own family know exactly what buttons to push to upset you.

Słówka rozszyfrowane, przejdźmy więc do gramatyki. Pamiętacie jeszcze z lekcji, że takie słówka jak: always, sometimes, usually, often, hardly ever, never, zwykle łączą się z Present Simple (np. I always drink orange juice., How often do you eat fast food?, She never goes out.). I zwykle ta reguła dobrze się sprawdza. Ale dzisiaj przechodzimy na poziom wyżej! Present Continuous + always = coś zdecydowanie zbyt często się powtarza (tak często, że zamienia się w 'ciągłą' czynność) i zaczyna być już wkurzające.
Popatrzmy na przykłady:
You are always complaining. I can't stand it anymore.
You are always watching TV. Can you turn it off now?
Mum! She is always taking my things.

To sum up (czyli podsumowując), co znaczy pytanie z obrazka. Hmm, autor wyraża niezadowolenie, albo wkurza się i zdaje pytanie: Dlaczego ludzie ZAWSZE muszą wytrącić mnie z równowagi?





wtorek, 27 października 2015

Study Abroad




Przed zabraniem się do pisania tego postu miałam już w głowie ułożony śliczny, piękny po prostu plan o czym będę pisać. Miałam, oczywiście, zachwalać studia za granicą. W końcu, sama studiowałam i w Polsce, i w Wielkiej Brytanii. I z której by na to strony nie spojrzeć, studia w Londynie wspominam bardzo miło. Minusy.. jasne, że były. Stres  też był, ale taaaaki sentyment pozostał.

Nie chcę jednak nikogo przekonywać do studiowania za granicą, bo chociaż tzw. 'plusów dodatnich' jest sporo (na przykład takie banały jak poszerzenie horyzontów czy poznanie nowych ludzi), to jednak (moim skromnym zdaniem) jeżeli ktoś 'nie czuje', że chce jechać na studia za granicę, to niech lepiej sobie odpuści i ewentualnie wyjedzie na półrocznego Erasmusa z polskiej uczelni. Dlaczego? Bo studia za granicą to od razu duża samodzielność i odpowiedzialność za samego siebie. Tak wiem blablalala.. wszyscy o tej odpowiedzialności trąbią dookoła. Przecież jest skype i tanie linie lotnicze. No jasne, że są i to jest duże ułatwienie. Ale weźcie pod uwagę takie dwie sytuacje. Pierwsza, dostajecie umowę z akademika i odpowiedzialne ją studiujecie. Niestety, nie wszystko udaje wam się zrozumieć. Do tego, niektóre punkty wydają wam się dziwne, kogo prosicie o radę? Sytuacja druga: umowa podpisana, graty spakowane, jak transportujecie je do akademika? W Polsce, pewnie pożyczacie samochód od rodziców, albo oni sami was odwożą (wbrew waszym prośbom albo groźbom, że taka forma opieki nie jest wam już potrzeba).

Wypada tu zaznaczyć, że wszystko jest do zorganizowania i do przejścia (można nie czytać umowy z akademika, albo spakować się w jedną walizkę;)). Jednakże, jeżeli myślisz, że samodzielność, odpowiedzialność i upór w dążeniu do celu to takie cosie, co się je wpisuje do CV,  żeby ładnie wyglądało, to może lepiej jeszcze się zastanowić nad tym wyjazdem za morze, lasy, góry i jeszcze dalej. Niestety, do tych 'przyziemnych' problemów potrafi się jeszcze przypałętać bariera językowa.

Niemniej, jak to się mówi: co cię nie zabije, to cie wzmocni :)

Podsumowują: dla tych, którzy są pewni, że chcą wyjechać, a nawet dla tych niezdecydowanych chcę napisać kilka postów, które być może rozwieją niektóre wasze wątpliwości dotyczące studiów w UK. Jak mnie pamięć nie myli, to ja miałam tych wątpliwości sporo: jak złożyć aplikacje, czy mój angielski będzie wystarczająco dobry, czy mogę liczyć na pożyczkę studencką itd. - a to jest tylko mała próbka z tego całego mojego wiadra, byłych już, wątpliwości :)

A tak w ogóle to studiować zawsze warto, chociażby żeby mieć wybór ;)




Do poczytania:

  • dla tych, którzy bardzo chcą, żeby ktoś im powiedział dlaczego warto studiować za granicą:

 http://www.vistawide.com/studyabroad/why_study_abroad.htm
http://www.northwestern.edu/studyabroad/prospective-students/why-study-abroad.html

  • niezła strona dla niezdecydowanych w jakim kraju chcą studiować:

http://www.studyabroad360.com/country-profiles/england-study-abroad

wtorek, 20 października 2015

Globish

Globish  
a simplified version of English used by non-native speakers, consisting of the most common words and phrases only

Globish jest językiem, czy też formą języka wymyśloną przez Jean-Paul'a Nerriere'a. Nerriere obiecuje, iż dzięki Globish dogadanie się po angielsku w podróży biznesowej czy też na wakacjach nie będzie dla nas żadnym problemem.




Więc, jeszcze raz czym jest Globish? W skrócie, Globish to po prostu okrojony język angielski. Cały Globish liczy tylko 1500 słów, a gramatyka jest znacznie uproszczona. Słowniczek Globish znajdziecie tutaj (niestyty nie ma wersji globish'owo-polskiej). A książkę do błyskawicznej nauki i łatwej komunikacji można kupić za jedyne $9.95 ;) Zanim jednak wydacie 3 dychy przeczytajcie czy Globish jest naprawdę dla was.

Główną zaletą Globish jest jego prostota. Video, na którym Nerriere zachęca nas do spróbowania 'jego' języka jest w całości nagrane w Globish. Uwaga: francuski akcent nie jest wymagany do nauki Globish :) Właśnie dzięki tej prostocie, jesteśmy w stanie nauczyć się Globish w miarę szybko. Ale uwaga: nie ma co liczyć na cuda. Każdy z nas ma własne tempo nauki, a słówka, bez względu czy są to słówka w Globish czy English, i tak trzeba wkuć.

I tutaj kolejna moja dobra rada: nie uczcie się słówek na wyścigi. Jasne, że można przysiąść i nauczyć się 30 słówek dziennie, a następnego dnia zakuć kolejne 30, ale ile z tych słówek będziecie pamiętać po pół roku? Ile z tych słówek przyjdzie wam do głowy kiedy będą potrzebne? Jak szybko ułożą się w zdanie?

Jeżeli już zakuwać słówka to z częstym powtarzaniem i zabawą nimi. Chcecie się uczyć 30 słówek dziennie? Proszę bardzo, ale powtórzcie je następnego dnia, a potem za dwa dni, spróbujcie ułożyć z nowych i starych słówek zdania, a potem wróćcie jeszcze raz do tych słówek po tygodniu, miesiącu i za pól roku. Tylko wtedy możecie mieć jako taką pewność, że wskoczą wam one na język wtedy gdy będą potrzebne.

Następną zaletą Globish, albo i zwykłym stanem rzeczy, jest to, że tzn. non-native speakers (czyli osoby dla których angielski nie jest językiem ojczystym) często posługują się uproszczonym angielskim i łatwiej im porozumieć się z innymi non-native speakers, ponieważ ci też najczęściej posługują się uproszczonym angielskim. No tak, z mojego doświadczenia wynika, że w większości wypadków tak jest. Ale, ale.. skoro już opanowaliśmy tych 1500 słówek i całkiem dobrze się nam rozmawia, to może lepiej zwolnić tempo i nadal od czasu do czasu nauczyć się słówka lub dwóch. Zresztą, jeżeli mamy kontakt z językiem, to wiele słówek wpada nam do głowy mimowolnie... Podsumowując, Globish jest fajny jako start, ale jak już zaczniemy raczkować to dlaczego nie spróbować wstać i przejść parę kroków?

Nerriere mówi też o kolejnej zalecie Globish, mianowicie o jego kosztach, które są znacznie niższe. Nauczenie się Globish jest tańsze, przede wszystkim ze względu na czas, który poświęcamy na jego naukę. Krótszy kurs zwykle oznacza niższe opłaty. Po drugie, unikamy płacenia za tłumaczenie. Biznesmeni nie muszą płacić za profesjonalne tłumaczenia, a turyści idą kupić 1-dniową wycieczkę to lokalnego pośrednika zamiast przepłacać w biurze podróży. O ile nie jestem pewna czy każda branża może poradzić sobie używając tylko 1500 słów (co ze słówkami typowo medycznymi czy technicznymi), a tyle jestem pewna, że Globish wystarczy do zamówienia miejsca w hotelu czy wykupienia tańszej wycieczki.

Szybko, efektywniej, pewniej. Dla wielu z nas są to podstawowe kryteria wyboru kursu i metody nauki języka angielskiego. I Globish naprawdę dobrze je spełnia. To prosty język stworzony do prostej komunikacji i wszyscy, którym to wystarczy będą z niego zadowoleni :) A ja wierze, że osoba raz 'zarażona' językiem, zaczyna odkrywać jego możliwości i chcąc nie chcąc do niego wraca :)


Dodatki :)

Poniżej, video w którym profesor David Crystal mówi o tym jak język angielski przestaje 'być własnością' native speaker'ów, a przechodzi w ręce non-native speakerów, którzy zaczynają mieć coraz większy wpływ na to jak 'wygląda' język angielski.




Dodatkowo do poczytania:










wtorek, 13 października 2015

Polska Matura vs. British University

Przepraszam za brak polskich liter, ale pisze z daleka, a do tego z nieswojego komputera. Ale do rzeczy :)

Szybka odpowiedz jest taka: TAK, majac zwykla, polska Mature mozna starac sie o miejsce na brytyjskim uniwersytecie, ale musicie miec naprawde dobre wyniki.

Nasza polska Matura czesto jest traktowana jako ekwiwalent ichnich A-levels, czyli:
GCE A Levels (or General Certificate of Education Advanced Levels) are qualifications normally studied by most students over two years in year 12 and 13 of secondary school.  GCE A Levels are also studied in sixth form colleges or further education colleges.  Most students will study four or five AS Level (Advanced Subsidiary Level) subjects over one year, which they can then choose to study to A Level in their second year of college or sixth form.  An AS Level is therefore the first year of an A Level.  Most students choose to take three or four A Levels, although only three are necessary to make an application to a course at university.  The University considers a wide range of A Level equivalents from the UK, EU and international communities.
Niestety, nie ma jednego uniwesalnego przelicznika (a przynajmniej ja nie moglam takiego znalezc) wynikow z Matury na A-level results.  Wedlug moich poszukiwan i 'wnikliwych badan', kazdy uniwesytet stosuje wlasne przeliczniki, ktore czesto podane sa na ich stronie, patrzcie w zakladce International. Jezeli takich przelicznikow nie mozecie znalezc na stronie wlasnego przyszlego uniwesytetu, warto napisac maila do Admission Team i poprosic o informacje.

W tym miejscu uswiadomilam sobie, iz nie napisalam najwazniejszej rzeczy. Otoz, uniwersytety brytyjskie (w przeciwienstwie do polskich) zawsze podaja tzw. minimum enterance requirements, czyli minimalne wymagania co do ocen, ktore gwarantuja wam miejsce na uczelni.

Ponizej podaje kilka przelicznikow, z roznych uniwesytetow. Wiekszosc z nich wymaga zdawania trzech przedmiotow na poziomie rozszerzonym.

Bristol University:
UK GCE Advanced Level gradesExtended Level Subjectsplus overall average required for basic level AND extended level subjects
A*AA90%, 85%, 85%80%
AAA85%, 85%, 85%80%
AAB85%, 85%, 80%78%
ABB85%, 80%, 80%75%
BBB80%,80%,80%75%
BBC80%,80%,75%73%

University of Liverpool:

Qualification
Matura (Basic and Extended level) Graded with percentage marks with a pass mark of 30%
A Level  
Polish Equivalent
AAA
Pass Matura  (Basic and Extended level) with an average of 80% with at least 2 extended level subjects
AAB
Pass Matura (Basic and Extended level) with an average of 75% with at least 2 extended level subjects
ABB
Pass Matura (Basic and Extended level) with an average of 70% with at least 2 extended level subjects
BBB
Pass Matura (Basic and Extended level) with an average of 65% with at least 2 extended level subjects 
BBC
Pass Matura (Basic and Extended level) with an average of 60% with at least 2 extended level subjects


Natomiast, niektore uniwersytety po prostu podaja bezposrednio entry requirements dla kazdego kraju, np:

UCL Department of Economics

Bournemouth University

University of Southhampton


Oczywiscie, im lepszy uniwetytet, tym wiekszy kosmos jezeli chodzi o wymagania, co do wynikow maturalnych.

I jeszcze krotka wzmianka o wymaganiach jezykowych, poniewaz one takze pojawiaja sie w entry requirements. Niestety, nie sa one jednakowe na wszystkich uniwersytetach, a czasami roznia sie takze ze wzgledu na kierunek studiow, wiec warto im sie blizej przyjrzec. Generalizujac, wasze umiejetnosci jezykowe powinnym byc co najmniej na poziomie B2, ale po szczegoly musicie wybrac sie na strone swojego wymarzonego uniwersytetu lub zapytac Admission Team. Większość uniwersytetów honoruje egzamin IELTS, o którym napisze wkrótce :)









wtorek, 6 października 2015

What Do They All Have In Common ?



Na początek, przegryźmy idiom: in common, później przejdziemy do znacznie smaczniejszego słowotwórstwa (word building, word formation).

Żeby nie było, że wszystko podaje wam na talerzu, pięknie przybrane marchewką i zdechłą pietruszką, najpierw sami spróbujcie pobawić się w detektywa i przy pomocy wskazówek z poprzedniego postu (wiecie, tego o 'księżycu') spróbujcie zgadnąć znaczenie idiomu in common.

Wskazówka pierwsza: spójrzcie na cała wypowiedź, jaki jest jej kontekst, jaki jest jej cel? Mnie to przypomina cytat bez autora, taka 'mondrość z interneta' rzeką płynąca.

Wskazówka druga: przyznajcie się, ile słówek znacie? ile słówek wam się kojarzy? Mogę się założyć, że znacie większość. Interests, opinions, experiences to słówka, które są już najczęściej znane pod koniec kursu dla początkujących znawców języka angielskiego. Słówkami friendship i weirdness, zajmiemy się później, ale znowu założę się, że znacie takie słówka jak friend i weird. A i jeszcze szybko zerknijcie na funkcje albo (prościej) na miejsce in common w zdaniu? Co ono tam robi dobrego?

Wskazówka trzecie: puszczamy wodze fantazji i wymyślamy sobie znaczenie słowa in common.

Wskazówka czwarta czyli troszkę słowotwórstwa dla tych, którzy wiedzą co znaczy przymiotnik common, a może on znaczyć sporo rzeczy, np. wspólny, zwyczajny, powszechny, ogólny itd.

Ok, po wysiłku czas na nagrodę czyli odpowiedź, po angielsku najpierw, żeby nie było za różowo :)


in common, in joint possession or use; shared equally.

No ekstra, ale jak to to używa się w zdaniu. In common, najczęściej łączy się z have something in common (with someone or something) czyli po polsku mieć coś wspólnego (z kimś czymś). Popatrzmy na przykłady:

They have a love of adventure in common.
Bill and Bob both have red hair. They have that in common with each other.
Bob and Mary have a lot in common. I can see why they like each other.
What does the new model have in common with earlier versions?
The two women had absolutely nothing in common.

Podsumowując, jeżeli mówimy:

I have a lot in common with my friend. tzn że; mam dużo wspólnego z moim przyjacielem/przyjaciółką.
I have little in common with my mum. tzn że; mam z nią mało wspólnego.
I have nothing in common with my enemy. tzn. że: nie mam nic wspólnego z moim wrogiem.


Ok, uporaliśmy się z przystawką, czas na 2nd course (drugie dnie) czyli słowotwórstwo. Chyba, coś jest ze mna nie tak, ponieważ ja uwielbiam słowotwórstwo - dla mnie to jak zabawa w detektywa, tropimy wskazówki w jednym małym słowie i z nich wyciągamy wnioski co do znaczenia danego słowa. Wytrawny tropiciel słów, nie musi nawet zaglądać do słownika, żeby znaleźć znaczenie nowego słowa.

Weźmy na początek, dla rozgrzewki, takie słowo jak autobiografia. Rozkładamy ją na części i co mamy:
A co mówi nam słownikowa definicja:

au·to·bi·og·ra·phy
noun, plural au·to·bi·og·ra·phies.
a history of a person's life written or told by that person.

 Widzicie jak bardzo 'zgadywana' definicja pokrywa się z tą słownikową? Niewątpliwą zaletą znajomości podstawowych zasad słowotwórstwa (plus szczypty wyobraźni) jest to, że pomaga nam ono rozbudować nasz własny słownik bez ciągłego zaglądania do wielkiego tomiska stającego na półce. Nie zrozumcie mnie źle, nie mam nic przeciwko słownikom! Po prostu uważam, że czasami nie ma sensu odrywać się od dobrej książki tylko po to żeby sprawdzić jeden wyraz. Drugą zaletą jest to, że znając podstawowe zasady słowotwórstwa łatwiej jest wam zapamiętać nowe wyrazy, ponieważ po pierwsze: uczycie się ich na zasadzie skojarzeń, po drugie: znajdujecie dla nich miejsce wśród wyrazów które już istnieją. Aby to lepiej zobrazować, użyje wyrazów, które pojawiły się w naszym cytacie czyli friendship i weirdness.

Ale od początku.. W poprzednim poście, wspomniałam już o rdzeniu (root), przedrostkach (prefixes) i przyrostkach (suffixes). Dzisiaj zajmiemy się kawałkiem teorii ze świata przyrostków (suffixes). Te małe brzdące (dodane na koniec danego słowa) potrafią nie tylko zmienić znaczenie tego słowa, ale także zamienić je z przymiotnika na rzeczownik na przykład. Dzisiaj zajmiemy się tylko najpopularniejszymi przyrostkami, tworzącymi rzeczowniki.

-ment
excitement, enjoyment, movement

-ity
identity, security, productivity

-hood
childhood, motherhood, neightbourhood
Tworzy rzeczowniki abstrakcyjne, często związane z rodziną lub jakimś etapem życia
-ship
relationship, partnership, membership
Tworzy rzeczowniki abstrakcyjne, zwykle dotyczące związków
-tion
revolution, production, introduction
Używany do tworzenia rzeczowników z czasowników
-ness
hapiness, sadness, weakness
Używany do tworzenia rzeczowników z przymiotników

Rozszyfrowaliście już friendship i weirdness? Sprawdźmy:



Jest jeszcze jeden powód, żeby polubić się ze słowotórstwem: jest ono wymagane zarówno na maturze rozszerzonej, jak i na egzaminach FCE, CAE, itp. (patrz: Use of English).


wtorek, 29 września 2015

The Moon and Other Indecent Body Parts




Czy wiecie, co znaczy słówko moon? Księżyc - krzyknęliście chórem. Ale, ale.. popatrzmy przez chwilę na obrazek. Dwaj chłopcy patrzą rozmarzeni w niebo. Starszy chłopiec patrzy na białe linie na niebie pozostawione przez samoloty i wyobraża sobie, gdzie i po co lecą ich pasażerowie. Młodszy patrzy na chmury i mówi: I see Hello Kitty mooning me. Czy wiecie, co chłopiec ma na myśli?

Uwaga / dobra rada: czytając tekst (krótki czy długi, powieść czy artykuł) nie lećcie po słownik z każdym słówkiem, którego nie rozumiecie. Po pierwsze, takie zaglądanie co rusz do słownika odrywa was od głównego tekstu. Po drugie, jeżeli rozumiecie 10 innych słówek, a tylko to jedno jest wam nieznane to prawdopodobnie możecie się obejść bez jego znajomości (ewentualnie zaspokoicie swoją ciekawość później). Po trzecie, możecie spróbować domyślić się, co takie słówko znaczy, a dopiero potem sprawdzić jego znaczenie w słowniku (opcja dla ambitnych). Po czwarte (dla tych, którzy wybiorą opcje pod tytułem: najpierw 'tropie' wskazówki, potem zaglądam do słownika): dzięki takiemu małemu wysiłkowi intelektualnemu, słówko lepiej 'wpasuje się'/ 'skojarzy się' ze słówkami, które już znacie i zostanie w waszej makówce na dłużej :)

Szukanie wskazówek (reading clues) może być fajną zabawą, ale dla wytrawnych czytelników raczej nie będzie to nic nowego, ponieważ często robimy to automatycznie. Więc tych wytrawnych, z góry przepraszam, ponieważ mój wpis będzie dla was laniem oczywistych oczywistości.

Chętnych i niezrażonych długością oraz 'naukowością' posta zapraszam do rozszyfrowania słówka mooning.

Pierwsza wskazówka: Spójrzmy na cały tekst, a przynajmniej na jedno zdanie do przodu i do tyłu od naszego podchwytliwego słówka. Czy rozumiecie kontekst wypowiedzi? Chłopcy patrzą w niebo. Młodszy chłopiec mówi: I look at that fluffy cloud and I see Hello Kitty mooning me and then I move on. Czy mniej więcej 'łapiesz' o co mu chodzi? Rzeczowniki, użyte w zdaniu są dosyć łatwe: look at (patrzeć na), see (widzieć); jedynie move on (ruszyć się, przejść, pozostawić coś za sobą, itd.) jest trochę trudniejsze. Rzeczownik: cloud (chmura) i różowa Hello Kitty też pewnie nie są wam obce. Tak więc, wiemy, że rozumiemy większość wypowiedzi.

Druga wskazówka: Popatrzmy, jaką częścią mowy jest dane słowo, albo nawet jaką funkcję pełni w zdaniu. Tym razem skupiając się tylko na wycinku: I see Hello Kitty mooning me. Mooning przybiera formę rzeczownika. 'Mówi' nam co robi chmura Kitty.

Co już wiemy? Znamy wszystkie słowo (lub większość) oprócz mooning. Wiemy, że Hello Kitty to chmura, która coś 'robi' małemu chłopcu (mooning me).

Trzecia wskazówka: wyobraź sobie, że wiesz co dane słowo znaczy albo w miejsce słowo mooning wstaw słowo, które znasz. Wybrane słowo musi spełniać dwa warunki: 1. pasować w zdaniu, 2. pasować w kontekście.

Np. I see Hello Kitty watching me and then I move on
       I see Hello Kitty smiling at me and then I move on.  Uwaga: tu nam się
       pojawiło at.
       I see Hello Kitty reading me and then I move on

Czwarta wskazówka: popatrz na samo słowo, sprawdź roots (rdzenie), suffixes (przyrostki) i prefixes (przedrostki). Mooning nie pozwala nam na zbytnie wykazanie się wiedzą ze słowotwórstwa, ale spróbujmy. Moon jest rdzeniem słowa (niestety nie mówi nam to zbyt dużo), a końcówka -ing, zwraca nam uwagę, iż jest to forma rzeczownika.

Podsumowując: Mamy dwóch chłopców patrzących w niebo. Młodszy ogłada chmury, z których jedna przypomina mu Hello Kitty. Wiemy, że nasza chmura Kitty coś robi, ponieważ to wynika z formy słowa: mooning (koncówka -ing) oraz z miejsca tego słowo w zdaniu. Być może to coś, co robi dana chmura jest związane z księżycem, co sugeruje nam rdzeń słówka czyli moon. Ale puszczamy wodze wyobraźni i zgadujemy, że chmurka Kitty może obserwować małego chłopca, uśmiechać się do niego lub też uważnie go do studiować, próbować go odczytać, tak jak on ją.

Sprawdźmy czy mieliśmy rację. Według słownika słówko moon jako czasownik ma 4 definicje:
  1. to act or wander abstractedly or listlessly: You've been mooning about all day.
  2. to sentimentalize or remember nostalgically: He spent the day mooning about his lost love.
  3. to gaze dreamily or sentimentally at something or someone: They sat there mooning each other.
  4. Slang. to expose one's buttocks suddenly and publicly as a prank or gesture of disrespect.
Definicje 1 i 2 łączy wyraz to moon z about i w kontekście nie za bardzo pasują nam do naszego zdania.
Natomiast, definicje 3 i 4 zaspokajają naszą ciekawość co do znaczenia mooning w naszym zdaniu, oraz podpowiadają nam gdzie 'się schował' żart w obrazku. Według definicji 3, chmurka Kitty spogląda z rozmarzeniem na chłopca. Według definicji 4: chmurka Kitty pokazuje chłopcu pupę. I o ile, możemy się domyślać, iż młodszy chłopiec miał na myśli mooning z definicji 3, o tyle chłopiec starszy chyba myśli o mooning z definicji 4, ponieważ mówi: I'm trying to stop thinking about something now

Uwaga: użycie słówka moon zgodnie z def. 4, obecnie staje się bardzo popularne, więc należy uważać :)
Przykłady: OMG, that hottie just mooned us! I'm so stoked.
                 Jim got sent to the principal's office for mooning in school today.
                 (Jim prawdopodobnie nie został posłany do dyrektora za 'patrzenie się
                  z rozmarzenie')


Słówko moon w pewnych sytuacjach (zdecydowanie mniej powszechnie), może zastąpić słowo tyłek/dupa (ass). Według jednego z wpisów na Urban Dictionary:  
When in situations where the word ass is verboten (eating dinner with older relatives, giving a speech in English class at school, or talking on radio or tv), the word "moon" is an acceptable substitute for "ass. E.g. He is such a moon!, instead of He is such an ass!.
I w tym momencie, przechodzimy do części ciała, o których nie uczą nas w szkołach, a których znajomość się przydaje, nawet jeżeli sami grzecznie twierdzimy, że nie używamy słownictwa tego typu ;) Myślę, że Ronni, wytłumaczy wam to najlepiej.





wtorek, 22 września 2015

Labels

Krótkie video, zawierające 10 słówek i szczyptę feminizmu. Dobry sposób na powtórzenie lub utrwalenie słówek w tematyce osobowości (personality), a jeszcze lepszy sposób na prowokację ciekawych rozmów i  ćwiczenie speaking skills.



Słowniczek:
boss - czyli po prostu szef. Uwaga: boss to słówko raczej nieformalne, radziłabym ograniczyć jego użycie na rozmowie o pracę
bossy - despotyczny, rządzący się, narzucający własną wolę, władczy itp.
persuasive - przekonywujący
pushy - bezczelny, narzucający własne zdanie, arogancki
dedicated - oddany, zdolny do poświęceń
selfish - samolubny, egoistyczny
neat - schludny, staranny
vain - próżny
smooth - w slangu oznacza kogoś fajnego, prawie że doskonałego
show-off - chwalipięta czyli osoba lubiąca się popisywać lub chwalić. Uwaga: znacznie częściej używa się słówka show off jako czasownika czyli chwalić się, popisywać się czymś, np. Stop showing off and do your job albo TJ shows off her legs as she launches her modelling career.

wtorek, 15 września 2015

How to Choose the Right Uni

Wybór uniwersytetu to decyzja, którą każdy musi podjąć samodzielnie, a ten wpis jest jedynie refleksją nad punktami, które ja bym wzięła pod uwagę ponownie wybierając uniwersytet dla siebie.

System UCAS umożliwia złożenie podania na maksymalnie 5 kierunków (courses) na różnych uniwersytetach. Jeżeli składamy podanie na tylko jeden kierunek to zapłacimy 12 funtów. Jeżeli złożymy podanie na kilka kierunków to za całość zapłacimy 23 funty. Myślę, że druga opcja jest bardziej kusząca - nie tylko pod względem finansowym, ale także ze względu na to, że zwiększa nasze szanse dostania się na studia.

Najpierw jednak trzeba zdecydować się co chcemy studiować i gdzie chcemy studiować. W pierwszym przypadku jesteście zdani sami na siebie (ewentualnie plany rodziców), w drugim przypadku spróbuję wam podpowiedzieć, na co warto zwrócić uwagę przy wyborze. 

1. Mierz siły na zamiary.  To, co teraz napiszę wyda się oczywiste, ale od tego moim zdaniem trzeba zacząć. Realnie oceńcie sytuacje! Jeżeli generalnie macie czwórki, a od czasu do czasu wpadnie wam piątka, to nie wybierzecie się na Oxford. Ale możecie pomarzyć i wybrać chociaż jeden z uniwersytetów z górnej półki - może będziecie mieć szczęście, a może naprawdę przysiądziecie do matury. Potem, lepiej zejść na ziemię - przyglądamy się avarage tariff points i liczymy, ile punktów mniej więcej dostaniemy na maturze. Następnie, przechodzimy do planu B, a nawet C i zjeżdżamy na dół tabeli, gdzie znowu przyglądamy się avarage tariff points i wybieramy uniwersytet, który na pewno nas przyjmie. W ten sposób powinniście mieć wybrane przynajmniej 3 uniwersytety: wariant optymistyczny, realistyczny i pesymistyczny.



2. Między miejscem w rankingu a wymaganiami uniwersytetu. Warto szukać uniwersytetów, które mają niski avarage tariff points, w porównania do swojego miejsca w rankingu.



3. Jeżeli już mnie więcej wybraliście z rankingu szkoły, której was interesują to sprawdźcie je dokładniej. Wejdźcie na stronę szkoły i poszukajcie kierunku, który was interesuje. Zobaczcie, czy kierunek daje wam uprawnienia do wykonywania zawodu. Sprawdźcie, jakie dokładnie kwalifikacje (entry requirements) są potrzebne, żeby zostać przyjętym na dany kierunek (tylko dobre oceny? a może portfolio lub jakieś niewielkie doświadczenie zawodowe?) Sprawdźcie wysokość czesnego (tuition fee). Całe czesne na studia undergraduate jest pokrywane z pożyczki studenckiej, ale i tak lepiej to sprawdzić.



4. Będąc przy finansach, sprawdźcie czy szkoła oferuje jakieś zniżki na czesne (bursary). Ze zniżkami na czesne jest fajna sprawa, ponieważ są one zwracane do kieszeni studenta, nawet jeżeli czesne w całości zostało zapłacone przez pożyczkę studencką.



5. Porozglądajcie się czy uniwersytet jest przyjazny studentom z zagranicy. Najważniejsze są darmowe kursy angielskiego. 



6. Zadawajcie pytania. Konsultanci są po to, żeby wam pomóc. Dodatkowo, jeżeli konsultanci są mili, pomocni i szybko odpowiadają na maile, to bardzo prawdopodobne, że wasi wykładowcy też tacy będą.

7. Lokalizacja. W mniejszych miejscowościach będzie taniej. Z wielkich miast będzie wam łatwiej dojechać do domu na święta (najprawdopodobniej polecicie samolotem). W miastach turystycznych łatwiej znajdziecie prace. W Londynie będzie droga, a komunikacja miejska jest zatłoczona, ale łatwiej będzie wam ze znalezieniem pracy, no i rozrywek też jest więcej.


wtorek, 8 września 2015

European Bookshops: Shakespeare & Company - Vienna


I miss writing in English so much that I decided that I am going to write this post in the language of the beloved-by-many, yet despised-by-some Queen of England.

This is a story which will hopefully be a part of a bigger collection about English libraries and bookshops around Europe. I love reading books and I am very keen on travelling, so I made a decision to combine those two into a lovely, easy-to-read post.

Let me start by saying that I explore Vienna (the capital of Austria) frequently. However, my boyfriend always says that I visit Vienna way too rarely. It is a matter of perspective – Vienna is a hometown for him, but just a place on a map for me.

Every time I stay in Vienna, I need to use a bus, tram or tube service. Driving a car in a big city terrifies me, so willy-nilly I take advantage of public transport, which by the way is very good in Vienna – quite cheap, convenient and frequent. Anyway, when I wait for a bus or I am on a bus already, it usually occurs to me that I have plenty of time and I start to wish that I had a book with me. My knowledge of German is shameful, so a simple corner bookshop won't do. I have to find a bookshop which will provide me with English books quickly and for reasonable price.

I knew one pretty nice bookshop in the very centre of Vienna, close to St Stephan Cathedral, but I truly hated breaking through crazy crowds of tourists there. As a result of my laziness and unsocial behaviour, I did a quick search on the Internet and later found this charming, family-run bookshop, called Shakespeare & Company.
It's the best, most alluring, irresistible, traditional bookshop I have discovered so far. Located in the old part of Vienna, hidden in the narrow, historic street the bookshop is just unique. It has a perfect ambience of knowledge and adventure hovering in the air.

However, when I was standing in front of its display, I wasn't convinced yet. I am too old (erh mature) to judge a book by its cover. Life taught me that it leads to a bitter disappointment. At last, I opened a door with a pounding heart in my mouth.



The first thing that I got was the smell. This terrific smell of paper, dust and mould which only a connoisseur of literature will appreciate. I was gazing at shelves full of books, endless ceiling-tall bookcases. 'Oh my tiny heaven' – I whispered to myself. When I snapped out of my blank amazement, I started to look through the books, but the choice was overwhelmingly enourmous. I shyly asked the shop assistant for her help. I am glad I asked, because she knew her little kingdom of books well and one could tell that she was pleased to talk about different genres and authours for hours. She just added another colour to the place.


To sum up, if you ever go to Vienna and you have a special place in you heart for traditional, paper books, then you definitely need to treat yourself to the experience of book shopping in Shakespeare & Company. It is a wonderful experience, but be aware of you wallet getting a lot lighter.




wtorek, 1 września 2015

D.E.A.R stands for Drop Everything And Read

Czasami zastanawiam się dlatego czytanie książek po angielsku nie było ode mnie wymagane przez polskie nauczycielki języka angielskiego. Natomiast, jedną z pierwszych rzeczy, które robiliśmy na początku roku, rozpoczynając lekcje w Anglii (jakikolwiek poziom) było: albo zapoznanie ze szkolną biblioteką (i obowiązkowe wypożyczenie kilku książek), albo utworzenie tzw. Reading Diary, w którym każdy powinien mieć wpisaną co najmniej jedną przeczytaną książkę miesięcznie.

Zaraz, ktoś się pewnie oburzy, że przecież w Londynie jest znacznie łatwiej dostać angielską literaturę i jest ona relatywne tańsza. A jednak, dla chcącego nic trudnego. Jest allegro i insze giełdy używanych książek, plus wiele książek można znaleźć w formacie pdf. 

Dla tych, którzy boją się od razu skoczyć na głęboką wodę i zanurzyć w angielskiej literaturze pięknej, polecam serie książek McMillan Readers i Penguin Readers. Książki tych wydawnictw są zwykle adaptacjami słynnych powieści, które zostały dostosowane do 6 poziomów zaawansowania. Tak więc, nawet początkujący znajdą dla siebie coś do poczytania na dobranoc. Niestety, wadą tych książek jest zwykle ich cena, więc jeżeli komuś niekoniecznie zależy na oryginale, polecam zajrzeć w zęby gryzonia, np. tu i tu.

Tym, który chcieliby spróbować popływać w literaturze, polecam wody amerykańskie najpierw. Być może to jest moje subiektywne wrażenie, ale proza amerykańska wydaje mi się być nieco łatwiejsza od brytyjskiej.

Na pierwszy raz polecam ulubienice nastolatków i Hollywood (niestety) - Stephanie Meyer. Ekranizacje jej książek pozostawiają wiele do życzenia, a i same książki nie są najwyższych lotów, ale właśnie przez to łatwo i przyjemnie się je czytana.




Szczególnie zła jestem na ekranizacje The Host i tłumaczenie tytułu na język polski jako Intruz. Książkę przeczyłam szybko, w około dwa dni, bo po prostu mnie wciągnęła. Tak jak film był mdły jak kilo cukru i płaski jak Holandia, tak książka miała wiele warstw i czasami doprowadzała do płaczu jak.. cebula :) Hollywood zdaję się uwielbiać Meyer's za to, że w jej książkach wszystko wydaje się kręcić wokół miłości i wampirów. Wampirów w The Host - brak, ale miłości jest cała masa. Niestety, Hollywood uznaje tylko miłość romantyczną, czasami jeszcze rodzicielską i tak własnie zbudowany jest film. Natomiast, książka ukazuję pełen wachlarz miłości: miłości namiętną i romantyczną, bezwarunkową i trudną, z poczucia obowiązku i z zaangażowania, która zabija, żeby chronić i która rodzi się z nienawiści. Do tego w książce mamy nienawiść, zazdrość, pożądanie, strach, niepewność, chęć zemsty, osamotnienie, potrzebę przyjaźni i zaufania.. ta mieszanka naprawdę wciąga.

Meyer unika moralizowania, ale książka rodzi i pozostawia w głowie sporo pytań. A literatura dająca do myślenia to moim zdaniem dobra literatura, więc zapraszam do czytania :)

Tutaj, znajdziecie początek (prologue) książki The Host, dzięki któremu, mam nadzieję, zobaczycie jak łatwo i przyjemnie czyta się powieści w oryginale. A tutaj, cała książka w pdf. 


Dodatkowo do poczytania:





niedziela, 8 marca 2015

Rock, Paper, Scissors, Lizard, Spock

Stara wersja gry kamień, papier, nożyce została udoskonalona poprzez dodatnie dwóch nowych elementów: jaszczurki (lizard) i Spock'a (wiecie, tego ze Star Trek'a). Grę polecam to podejmowania 'trudnych' decyzji, typu: idziemy do kina we wtorek czy środę, ale też do ćwiczenia czasu Present Simple dla tych, którym ciągle 'zapomina się' o s w 3 os. l. poj.


A oto instrukcja rysunkowa 'udoskonalonej' gry.



Czyli:

Scissors cut paper.      
Uwaga: Czasami używamy rzeczownika w liczbie mnogiej dla określenia jednej rzeczy. Tak właśnie dzieje się w przypadku scissors (nożyczki), glasses (okulary), trousers (spodnie), jeans itd. Gramatyka angielska działa tu mniej więcej tak jak gramatyka polska. Czyli po polsku powiemy: Nożyczki ostre, a po angielski: Scissors are sharp. Mamy na myśli jedną rzecz, ale odmieniamy czasownik tak jakbyśmy mówili o liczbie mnogiej. Inny przykład: These trousers do not belong to me lub Scissors do not crush lizard.
Paper covers rock.
Rock crushes lizard.          
Uwaga: Do wyrazów zakończonych w bezokoliczniku na: -ss, -x, -sh, -ch; np. pass, fix, crush, watch, dodajemy końcówkę -es zamiast samego -s. Inaczej ciężko byłoby nam je wymówić. I tak mamy: passes, fixes, crushes, watches
Lizard poisons Spock.
Spock smashes scissors.
Scissors decapitates lizard.
Lizard eats paper.
Paper disproves Spock.
Spock vaporises rock.
Rock crushes scissors.


Mały słowniczek:

to cut - ciąć, kroić
to cover - okryć, przykryć
to crush - zgnieść
to poison - otruć, zatruć
to smash - rozbić, miażdżyć
to decapitate - ściąć komuś głowę
to eat - jeść
to disprove - obalać np. jakąś tezę
to vaporise - parować, zamienić w pył


Filmiki instruktażowe z Sheldonem z Big Bang Theory.








niedziela, 1 marca 2015

Couch to 5K

Podobno cała Polska biega lub jeździ na rowerze. Podobno...

Tym, którzy chcieliby zacząć biegać, ale bliżej im do couch potato niż exercise freak, chciałabym polecić program, który mnie wciągnął w bieganie i sprawił, że byłam w stanie przebiec 5 kilometrów po 10 tygodniach ćwiczeń. 

Moim zdaniem, program jest świetny, ponieważ po pierwsze: pozwala ci zacząć od naprawdę niskiego poziomu, po drugie: masz jasno wyznaczony cel, z dokładnie określonym czasem na jego wykonanie, po trzecie: jesteś w stanie monitorować swoje postępy i obserwować jak tydzień po tygodniu twoje możliwości wzrastają, po czwarte: czujesz się tak jakbyś biegał z osobistym trenerem; wystarczy, że ściągniesz nagranie na mp3 i nie musisz się już o nic martwić, po piąte: nagranie jest promowane przez NHS (czyli taki brytyjski odpowiednik NFZ), co pozwala sądzić, iż jest one bezpieczne i rozsądnie zaplanowane, po szóste: możesz troszkę poćwiczyć swój angielski wsłuchując się w to co do ciebie mówi trenerka. Chyba koniec już tego zachęcania :)

Przejdźmy to tego jak to działa. Tytuł programu to: Couch to 5K czyłi z kanapy do 5 kilometrów.
Uwaga: K jest skrótem od thousand i podobno pochodzi z języka greckiego. Przykłady użycia: The 10K run is a long-distance road running competition over a distance of ten kilometres. lub My husband earns 40K a year. lub How much a month would a 120k house cost over a 25 year mortgage on a combined income of 45k a year.

Program jest zaplanowany tak, abyś zaczynając od zera (czyli zejścia z kanapy), ćwicząc 3 razy w tygodniu po około 30 minut, był w stanie przebiec w całości 5 kilometrów w 9 tygodniu ćwiczeń. Jeżeli jednak z jakiegoś powodu nie uda ci się dokończyć jednego z tygodni, powtarzasz go do skutku (czyli zwykle jeszcze 1 tydzień lub 2) i dopiero potem przechodzisz do ćwiczeń z następnego tygodnia. I tak w moim przypadku, cały program zajął mi 10 tygodni, ponieważ powtarzałam tydzień 6. Ważne jest, żeby ćwiczyć regularnie, zostawiając sobie dzień przerwy na zregenerowanie między treningami, czyli NIE ćwiczymy poniedziałek, wtorek, środa a potem cztery dni przerwy do następnego treningu, ale staramy się ćwiczy np. w poniedziałek, potem jeden dzień przerwy, trening w środę i znowu dzień przerwy i tak dalej.

Plan treningu wraz z nagraniami możecie ściągnąć z tej strony: Couch to 5K running plan.

Dla lepszej orientacji, jak wygląda program, zamieszczam plan pierwszych trzech tygodni pod spodem. 

Tydzień 1: zaczynamy od 5 minutowej rozgrzewki czyli szybkiego marszu, potem zaczynamy 60 sekundowy, niezbyt szybki bieg, po którym przechodzimy w szybki 90 sekundowy marsz. I tak na zmianę. Ale tak jak pisałam wcześniej, wcale nie musicie martwić się o patrzenie na zegarek, ponieważ pani z nagrania zawsze powie wam kiedy robić co. Kończymy 5 minutowy marszem, który ma za zadanie nas schłodzić.

Tydzień 2: znowu zaczynamy od 5 minutowej rozgrzewki, a potem na zmianę 90 sekund biegu i 2 minuty marszu.

Tydzień 3: najpierw rozgrzewka, a potem dwa cykle: 90 sek biegu i 90 sek marszu i dwa cykle: 3 min. biegu i 3 min. marszu.

I tak dalej, aż dojdziecie do 30 min. nieprzerwanego biegu.

Warto też zajrzeć na stronę NHZ, ponieważ oferuje ona wsparcie innych biegaczy (i możliwość ćwiczenia pisania po angielsku) oraz pomocne rady (czyli ćwiczmy reading comprehension).

Powodzenia! :)

niedziela, 22 lutego 2015

Game, Facebook, Google

Pomysł na ten post powstał z mojego ulubionego komiksu, a rozrósł się do takich rozmiarów, że w końcu musiałam powiedzieć basta i podjąć trudną decyzję, iż skupię się tylko na trzech (chyba większości dobrze znanych) słowach: GAME, FACEBOOK, GOOGLE.

Ale od początku, czyli od narodzin pomysłu. Przedstawiam wam Nemi, bohaterkę kreskówki publikowanej w darmowej gazecie Metro. Nemi, dawno temu, towarzyszyła mi w moich porannych podróżach do pracy w centrum Londynu. Nemi – to ta w czarnych włosach.




Też tak macie?

Popatrzmy z bliska na to co mówi Nemi: ‘I am gaming at the same time’

Idealny przykład czasu Present Continuous, który między innymi służy do wyrażania czynności, którymi zajmujemy się ‘teraz’. To, co jest dla mnie najbardziej ciekawe w tym zdaniu, to czasownik użyty w zdaniu: game.

Pamiętacie ze szkoły zdanie: ‘I play computer games.’, w nowszej wersji: ‘I play video games.’? Dlaczego nie uczono nas mówić: ‘I game.’, tylko ‘torturowano’ znacznie dłuższymi zdaniami? Ponieważ w oficjalnym/formalnym języku angielskim, występują tylko dwa znaczenia game, jako czasownika.


game
 [geym] 
verb (used without object)
19.
to play games of chance for stakes; gamble.
verb (used with object)
20.
to squander in gaming (usually followed by away  ).

Formalne znaczenie słowa game, jako czasownika znaczy mniej więcej tyle, co grać o pieniądze, uprawiać hazard, marnotrawić/roztrwonić coś (zwykle pieniądze) podczas gry.

Jednak według słowników zajmujących się slangiem oraz przeglądając wypowiedzi internautów, można dojść do wniosku, że słówko game, nabrało, jako czasownik całkiem innego znaczenia, niemającego nie wspólnego z hazardem. Na przykład słownik urbandictionary.com definiuje game po prostu, jako ‘gra w grę’:

game 
1) (n) something you play, usually a competitive activity 
2) (v) to play a game (see def. 1) 
Więcej przykładów:

Go away! I am gaming.
Do not disturb, I am gaming.
I am gaming BO2.
I am gaming till I die.
Why do I game?
What is making my computer slow when I am gaming?
Maybe it was a full moon, but last night I gamed with so many idiots.

Podobnie jest ze słówkami google i facebook. Znowu, chyba większości osób nie muszę tłumaczyć ich znaczenia, jako rzeczowniki, ale troszkę mniej osób wie, iż stał się one także czasownikami. I tak mamy:

Last night I didn't get any work done because I was looking at facebook all night! Albo
Last night I didn't get any work done because I was facebooking all night!

Hey I was on Facebook today and after I read the news feed I learned that Megan's relationship is now complicated and Jen just wrote on Cindy’s wall! Albo
Hey I facebooked a little today and after I read the news feed I learned that Megan's relationship is now complicated and Jen just wrote on Cindys wall!

What are you, antisocial? Everybody does Facebook now! Albo What are you, antisocial? Everybody facebooks now!

I will use google before asking dumb questions. Albo I will google before asking dumb questions.

If you don't know what something is, google it. Albo If you don't know what something is, look it up on Google.

I googled for a serial to Windows XP, but I found a German porn site instead. (google łączy się z for, tak samo jak search for czy look for).


Tak jak pisałam na początku, mój post dotyka tylko czubka góry lodowej i pokazuje jeden mały aspekt tego jak język się zmienia i w tym danym przypadku skraca i upraszcza.

Przygotowując się do napisania tego postu, zerknęłam na stronę BBC, na której omawiane są nowe słowa języka potocznego.

Znajdziecie tam rozszerzone wpisy (plus listening'i) omawiające słówka:
To google
Facebook 
Tweet
I z inne beczki, ale za to jedno z moich ulubionych D'oh :)

Dla tych, którzy są zainteresowani tym jak internet wpływa na zmiany w języku angielskim, krótkie video od Profesora David'a Crystal'a.




Dla tych, którym temat jeszcze się nie znudził polecam artykuł z The Guardian, zatytułowany: 'The 10 bestwords the internet has given English'.

A na tej stronie możecie dowiedzieć się jakie słowa zostały dodane w każdym miesiącu do Oxford English Dictionary.